Spadek populacji owadów na świecie może zagrozić ludziom

Zmniejszenie liczby owadów zapylających kwiaty w Indiach zaczęło zagrażać tamtejszej produkcji rolnej - informuje BBC. To ogólnoświatowy trend. Jeśli wyginą owady, ludzie także nie przetrwają - ostrzega profesor Władysław Huszcza z Akademii Rolniczej w Lublinie.

Indyjscy naukowcy dostrzegli wyraźny związek między niższymi plonami a mniejszą liczbą owadów zapylających rośliny uprawne - plony wiatropylnych zbóż wciąż rosną. Rolnictwo daje Indiom jedną piątą dochodu narodowego. Wytwarzane tam 7,5 miliona ton warzyw rocznie to 14 procent światowej produkcji - więcej wytwarzają tylko Chiny. W skali całego świata wartość zapylania roślin przez owady oblicza się na 224 miliardy dolarów.

Muchy, pluskwy czy komary mogą się wydawać niepotrzebne, jednak większość owadów łączą z ludźmi wspólne interesy. Poza wiatropylnymi zbożami potrzebne nam rośliny wymagają zapylania przez owady - tej ogromnej pracy nie da się wykonać sztucznie.

"Kiedy pszczoła zniknie z powierzchni Ziemi, człowiekowi pozostaną już tylko cztery lata życia. Skoro nie będzie pszczół, nie będzie też zapylania. Zabraknie więc roślin, potem zwierząt, wreszcie przyjdzie kolej na człowieka" - ten cytat jedni przypisują Albertowi Einsteinowi, inni - Karolowi Darwinowi. Choć jego autorstwo może budzić wątpliwości, opisuje narastające w ostatnich latach zagrożenie.

Statystyki wskazują, że w Stanach Zjednoczonych liczba rodzin pszczelich spadła o 40 do 60 proc., we Włoszech o około 30 do 40 proc., we Francji -o 30 do 70 proc., w Hiszpanii od 20 do 60 proc., w Niemczech od 15 do 40 proc. W Polsce ten spadek liczebności kształtuje się w granicach 10-100 proc.- zależnie od regionu kraju - zaznacza prof. Huszcza.

Dodaje, że wciąż nie wiadomo, jaka dokładnie jest tego przyczyna. Niektórzy wskazują na pasożyty i wirusy, inni - na pestycydy.

Dzięki pestycydom szkodniki nie zjadają - jak kiedyś - znacznej części plonów. Jednak zdaniem profesora Huszczy to właśnie środki ochrony roślin mogą szkodzić pszczołom i innym pożytecznym owadom, a toksyczność chemikaliów jest najprawdopodobniej nieprawidłowo oceniana.

Jeśli po wykonanym zabiegu ochrony roślin, pszczoły nie mają bezpośredniej styczności z substancją czynną pestycydów w stężeniu toksycznym to stosowanie tego typu pestycydów jest dozwolone. Ale toksyczne oddziaływanie może ujawnić się dopiero po pobraniu przez pszczołę nektaru lub pyłku zawierającego trujące związki chemiczne.

Obecnie ocena toksykologiczna pestycydów w nektarze i pyłku jest oparta na określeniu stężenia substancji czynnej w materiale pobranym bezpośrednio z rośliny. Pomijany jest fakt, że pszczoły w trakcie przerabiania nektaru na miód zagęszczają surowiec około 10-krotnie, a wytwarzając miód wielokrotnie pobierają porcje przerabianego nektaru, nie spożywając go w całości. Mają styczność z dużą ilością substancji toksycznej zawartej w poszczególnych porcjach przerabianego surowca. Dlatego stwierdzenie szkodliwej substancji w stężeniu niższym od powodującego efekt toksyczności nie świadczy, że jest to stężenie bezpieczne dla życia i rozwoju pszczół - tłumaczy naukowiec.

Przypomina, że organizm pszczoły w trakcie przerabiania nektaru na miód pełni funkcję swoistego filtra dla wielu substancji, w tym również toksycznych. Stąd określanie toksyczności pestycydów przyjętą dotychczas metodą, polegającą na karmieniu pszczół umieszczonych w izolatorze może nie być miarodajne - uważa badacz.

Jak zaznacza profesor Huszcza, zarówno ze względów ekologicznych, jak i zdrowotnych odpowiednie normy wymagają niezwłocznego uregulowania - inaczej zabraknie owadów, od których zależy nasz los. Na razie co roku ginie na świecie około 1000 gatunków owadów pożytecznych dla środowiska naturalnego.

Źródło: PAP

Foto: openphoto.net

ostatnia zmiana: 2010-09-28
Komentarze
Polityka Prywatności