Dezaktywacja zniszczonej przez tsunami japońskiej elektrowni atomowej Fukushima może potrwać dłużej niż prognozowane dotąd 40 lat - oświadczył przedstawiciel Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej Juan Carlos Lentijo.
Towarzyszące silnemu trzęsieniu ziemi tsunami uderzyło 11 marca 2011 roku w położoną na północ od Tokio siłownię Fukushima, powodując stopienie się prętów paliwowych w trzech reaktorach oraz promieniotwórcze skażenie okolicznych terenów, z których ewakuowano 160 tys. ludzi.
Japoński rząd oraz będąca operatorem elektrowni spółka Tepco twierdzą, że dezaktywacja elektrowni zabierze do 40 lat, ale niezbędne jest jeszcze opracowanie sposobu zlokalizowania i wydobycia stopionego paliwa w strefie śmiercionośnego promieniowania. Konieczne jest także utrzymanie ciągłego chłodzenia uszkodzonych reaktorów, co może spowolnić tempo prac.
Wcześniej w kwietniu część systemu chłodzenia została wyłączona na 30 godzin w następstwie spowodowanego przez szczura krótkiego spięcia. W tym samym czasie stwierdzono, że skażona radioaktywnie woda przesącza się z nieszczelnych zbiorników gruntowych do otoczenia. Jak zaznaczył Lentijo, zagospodarowanie tej wody jest "prawdopodobnie największym wyzwaniem", przed jakim stoi obecnie obsługa elektrowni.
Według Tepco do tej pory w Fukushimie zmagazynowano 280 tys. ton skażonej wody, a ilość ta podwoi się w ciągu następnych kilku lat. Spółka zapowiedziała przyspieszenie budowy stalowych zbiorników, do których będzie przepompowywana zawartość przeciekających zbiorników gruntowych.(PAP)