Cmentarzysko zadżumionych sprzed 300 lat odkryli archeolodzy z Muzeum Kultury Ludowej w Węgorzewie. Ekipa badawcza - Jerzy Marek Łapo oraz Łukasz Kowalski - została wezwana do miejscowości Ławki, koło Rynu (woj. warmińsko-mazurskie), gdy w trakcie prac budowlanych natrafiono na ludzkie szczątki. Duża ilość szkieletów, gwoździe trumienne oraz pojedyncze fragmenty toczonych naczyń w zasypiskach grobów wydatowały nekropolię na przełom XVII/XVIII w.
Prowadzący badania J. M. Łapo mógł porównać wyniki badań ratowniczych z informacjami historycznymi i folklorystycznymi. "Taka sytuacja pozwala dość precyzyjnie zrekonstruować przebieg epidemii dżumy na Mazurach w latach 1708-1711. W tym czasie nie było innych, wielkich epidemii" - mówi.
ZMIANA OBRZĄDKU POGRZEBOWEGO
W Ławkach zaobserwowano dwie fazy istnienia cmentarzyska - starszą z grobami z początku zarazy i młodsze z jej schyłku. Różnią się one podejściem do tradycji grzebalnej. "W grobach starszych, wkopanych głębiej znaleźliśmy trumienne gwoździe, świadczące, iż pogrzeby, mimo epidemii, były przeprowadzane zgodnie z tradycją, zmarli grzebani byli w trumnach.
Jednak z biegiem czasu, gdy liczebność lokalnej populacji gwałtownie się kurczyła, wyraźnie uproszczono obrządek pogrzebowy. Groby były płytsze, a zdarzyło się, że do jednej jamy wrzucono dwóch zmarłych, tak iż ich miednice niemal się stykały. Mimo wyraźnego pośpiechu jeden z nieboszczyków miał ręce starannie złożone na krzyż na piersiach, drugi spoczywał na prawym boku" - opowiada Łapo. Archeolog swoją wiedzę uzupełnia korzystając ze źródeł pisanych. "Duża ilość zmarłych mieszkańców Mazur w czasie epidemii dżumy - w Ławkach zmarły 153 osoby spośród 183 mieszkańców! - przyczyniła się do zmian nie tylko w obrzędowości pogrzebowej, ale do przerwania wielu tradycji sięgających korzeniami późnego średniowiecza.
Takie zamiany zaobserwowano także podczas badań na przykościelnym cmentarzu w Węgorzewie, przeprowadzonych w 2003 r." - dodaje. W 8 tomie czasopisma "Studia Angerburgica" prof. Grzegorz Białuński przeprowadził analizę liczebności zgonów w 1710 r. w starostwie węgoborskim (węgorzewskim). Wynika z niej wyraźnie, że nasilenie pogrzebów przypadło na okres od połowy czerwca do połowy października, z kulminacją w drugiej połowie sierpnia. "Podobnie musiała się rozkładać umieralność także w innych mazurskich starostwach. Tak też za cezurę czasową zmian w dbałości o tradycyjny obrządek pogrzebowy na Mazurach należy uznać późne lato - wczesną jesień 1710 r." - zauważa Łapo.
ZADŻUMIONE OPOWIEŚCI
Okazuje się, że dżuma "przyniosła" także kilka podań ludowych. W nich to szuka się sprawców początku epidemii. "Między przysłowiowe bajki należy włożyć jedno z nich, ze wsi Kurki, w gm. Olsztynek, obecnie w pow. olsztyńskim, jakoby do rozszerzania się dżumy w tamtej okolicy mieli się przyczynić miejscowi młodzieńcy, którzy z ciekawości otworzyli skrzynię, przywiezioną na pruska stronę i porzuconą przez polskich Żydów.
W niej to miały znajdować się zwłoki zadżumionego..." - przytacza podanie archeolog. Zdaniem naukowca dużo bardziej przydatnym podaniem do badania przebiegu epidemii na Mazurach jest opowiadanie Jadwigi Tressenberg, w którym to opisano kapelusznika ze wsi Stręgielek, w pow. węgorzewskim. "Wykonywał on różne nakrycia głowy, niezbędne również zmarłym.
Nie godziło się stanąć na drugim świecie, przed Bogiem z gołą głowę. Zgodnie z podaniem - kapelusznik cieszył się bardzo, gdy przyszła zaraza, bowiem zwiększyła się wyraźnie ilość zamówień na jego kapelusze. Z czasem jednak nie miał już, kto odbierać zamówionych nakryć głowy..." - opowiada. Wydobyte szczątki kostne pogrzebano powtórnie w zbiorowym grobie, w strefie, która nie będzie objęta dalszymi pracami ziemnymi. (PAP)