Podstawy, jak zacząć, czym różni się od techniki tradycyjnej... Chciałbym się podzielić swoimi spostrzeżeniami ze świeżo upieczonymi entuzjastami carvingowej techniki jazdy.
Będzie to kilka praktycznych rad (nie fachowych, bo uprawiam narciarstwo rekreacyjnie) dla ludzi którzy przesiadają się z klasyków na carvingi. Do wszystkiego dochodziłem metodą prób i błędów. Miałem swoje wyobrażenie o carvingu i próbując rożnych "manewrów" stopniowo dochodziłem do tego co moim zdaniem było istotą tego sportu.
Obecnie pojawiło się wiele pozycji dotyczących carvingowej techniki jazdy ale większość z nich nie zawiera szczegółowych wskazówek tylko raczej ogólne zasady jazdy carvingowej.
Być może to co tu napiszę ma się nijak do metodyki szkolenia carvingowego niemniej jednak wydaje mi się że może być pomocne.
Generalnie powinniśmy trzymać się dwóch zasad:
• po pierwsze nie bać się, oczywiście w granicach rozsądku
• a po drugie nie wstydzić się że nasza technika może wyglądać śmiesznie.
Pierwszy skręt carvingowy powinien wyglądać następująco (zakładam ze osoby próbujące tego już potrafią utrzymać się na nartach): stajemy na mało nachylonym stoku w pozycji z nogami rozstawionymi na odległość około 70 cm od siebie z kolanami ugiętymi do kąta około 110 stopni (już pewnie myślicie, że wyglądacie komicznie ale ...patrz zasada nr dwa) zaczynamy powoli zjeżdżać w linii spadku wykonując obiema rękami i tułowiem ruch podobny do tego jaki wykonalibyśmy próbując w tej pozycji sięgnąć jakiś przedmiot znajdujący się w pewnej odległości z boku na wysokości mniej więcej naszych kolan. I to wszystko. Resztę zrobią za was wasze carvery. Takie ćwiczenie podaje jak na tacy kilka wniosków. Carving to dokładne przeciwieństwo stylu klasycznego. Cała moc tkwi tutaj w górnej narcie i właśnie z niej należy zapoczątkowywać każdy skręt.
Właśnie to sięganie po coś leżącego z boku w tej niby śmiesznej pozycji, wymusza obciążenie górnej narty, która sama poprowadzi nas dalej w skręt. Oczywiście da się wykonać skręt cięty obciążając tradycyjnie dolną nartę tylko powstaje pytanie, kto to jest w stanie wytrzymać przy dłuższej jeździe na dużej szybkości i większym spadku? Obciążenia są tak duże, że ktoś taki jak ja długo w ten sposób nie jest w stanie jeździć.
To pierwsza różnica. Carving to górna narta, klasyk to dolna. Kolejna sprawa to obciążanie.
W jeździe carvingowej trzeba zachować równowagę pomiędzy obciążaniem tyłu i przodu narty. Czym bardziej stromy stok tym bardziej obciążamy narty w kierunku przodu ale tylko do punktu równowagi natomiast na stokach płaskich bardzo dobre efekty daje pociągnięcie górnej narty na tył. W ekstremalnych przypadkach w takim momencie dolna narta lekko tylko muska śnieg lub nawet jest w powietrzu.
To kolejna różnica. Carving raczej tył, klasyk zdecydowanie przód. Kolejne wnioski wypływające z powyższego ćwiczenia, sięganie obiema rękami w kierunku wewnętrznej strony skrętu powoduje że nasz korpus i głowa są cały czas w osi nart. To kolejna moim zdaniem dość ważna sprawa w jeździe funcarvingowej (absolutnie nie w nowej carvingowej technice slalomowej).
Reasumując to są niejako podstawowe zasady jazdy carvingowej: niska pozycja z szeroko rozstawionymi nogami; skręty na górnej narcie obciążonej równomiernie lub na tył oraz korpus i głowa w jednej osi z nartami.
W ten sposób możemy wykonać nasz pierwszy zjazd carvingowy podnosząc te dziwne przedmioty leżące raz z lewej raz z prawej strony. Nie próbujmy wrzucać nart w skręt, carvingi same prędzej czy później zaczną go wycinać. I tu kłania się zasada nr jeden z początku tego tekstu. Nie należy się wystraszyć momentu kiedy zaczynamy gwałtownie przyspieszać znajdując się na krawędziach nart w linii spadku. To jest właśnie najpiękniejsza rzecz w carvingu. Jeżeli w tym momencie "spękacie" i nie poczekacie na moment aż narty wejdą w skręt to nic z tego nie wyjdzie. To jest jedna z zalet carvingu. Możliwość kręcenia pięknych ciętych łuków bez wytracania prędkości na mało nachylonych stokach, nie do zrobienia na klasykach które po 4 skrętach po prostu się zatrzymają. Nie ma się czego wstydzić, że jeżdżąc carvingowo wybieramy mniej strome stoki. Po prostu bardziej strome nie są nam potrzebne.
Chciałbym teraz podzielić się kilkoma spostrzeżeniami z tymi którzy pierwszy krok carvingowy mają już za sobą. Ekstremalny wychył, taki ze zdzieraniem sobie skóry spod pachy zawsze powinien wychodzić z przesadnie wręcz niskiej pozycji. Nie wstydźcie się jazdy na kucąco. Jak już pisałem wrażenie jadącego może być nie bardzo pozytywne co do estetyki takiej pozycji ale zapewniam was, że dla patrzących z boku wygląda to niezwykle dynamicznie. Najlepiej pierwszy skręt wykonać "normalny" znaczy nie ekstremalny. W ten sposób mamy dobrą pozycję wyjściową do rozpoczęcia prawdziwej jazdy. Skręt należy wykonać z przysiadu i tak zwanego rozjazdu czyli maksymalnego rozszerzenia nóg do pozycji takiej, w której kolano górnej nogi opiera się o klatkę piersiową, a dolna noga jest prawie zupełnie prosta.
Wydaje mi się, że korzystną rzeczą jest wyrobienie sobie odruchu rozpoczynania skrętu poprzez wysunięcie do przodu nogi górnej (odwrotnie niż w technice klasycznej gdzie raczej cofa się nogę dolną), co ułatwia znacznie szybkie obciążenie górnej narty. Przy ciągnięciu samego łuku starajcie się dodatkowo wypychać do przodu nogę dolną, co pozwoli wam na przeniesienie obciążenia lekko na tył i zmniejsza ryzyko zarycia się górnej narty. Spróbujcie w takim przypadku przenieść ciężar za bardzo na przód. Po pierwsze dostaniecie na nogi ogromnego przeciążenia, przez co nie będziecie w stanie utrzymać się na krawędziach i wtedy albo wpadniecie w ześlizg albo co gorsze "złapie" wam krawędź i sami się podetniecie lądując najczęściej prosto na głowę. Przy takiej technice korzystne jest też lekkie przełamanie pozycji. W momencie, kiedy jesteście już bardzo nisko postarajcie się skręcić lekko biodra sięgając wewnętrznym biodrem do śniegu i już jesteście w pełnym ekstrimie całym ciałem na śniegu.
Kiedy pojawiają się nierówności niestety trzeba sylwetkę trochę zmodyfikować chociażby dlatego, że wsparte o klatę kolano górnej nogi uderza w mostek powodując niekiedy nawet przytkanie u utratę oddechu a biedne biodra i pośladki są niemiłosiernie siniaczone przez zmarznięte grudki śniegu nie wspominając już o tym gdzie nam wchodzi ramię wiązania.
Dlatego trzeba unikać zablokowanej, sztywnej sylwetki i starać się zachować elastyczność. Może od tego trochę mięśnie bolą ale za to pole manewru jest większe a przyjemność z jazdy nieporównywalna. Jeżeli chodzi o przechodzenie ze skrętu w skręt to uważam, że szkoda jest tracić czas na wchodzenie w każdy skręt jakby osobno za każdym razem prostując się. Jeżeli już jesteście w pozycji niskiej to nie podnoście się tylko na maksymalnie ugiętych kolanach przenoście ciało nad nartami sięgając już tym razem nie po coś, co leży na wysokości waszych kolan, ale na śniegu i to w odległości jakieś półtora metra z boku.
Pozostaje jeszcze kontrola prędkości. Carving z natury rzeczy nie dopuszcza wytracania prędkości poprzez ześlizg, chyba że w sytuacjach zagrożenia. Podstawowym narzędziem regulowania szybkości zjazdu jest długość i głębokość łuku. Najprościej rzecz ujmując łuk należy ciągnąć tak długo aż prędkość zostanie wytracona do wielkości pozwalającej wam wchodzić w następny skręt w sposób kontrolowany. Dobrą metodą zwłaszcza na stromym stoku jest wytracanie prędkości przez wyciągnięcie łuku aż do pozycji w której będziecie jechać lekko pod górę. Myślę, że jakieś 200 stopni to optimum. Nie należy także zapominać o reszcie ciała. Dozwolone jest hamowanie rękami z korpusem leżącym na śniegu. Oczywiście w granicach zdrowego rozsądku, bo o kontuzję nietrudno.
tekst i zdjęcia: www.narty.pl
Rafał Grzesik